środa, 30 listopada 2011

KISSBOX - dużo zdjęć i pierwsze wrażenia ;)


No i w końcu doleciało, długo wyczekiwane, piękne pudełeczko - logo na kartonie od razu zdradza zawartość :)


Pudełeczko urocze, na pewno wykorzystam je do jakich celów kosmetyczno-przechowawczych :) Miły liścik z opisaną na odwrocie zawartością, granatowa bibuła, kokardki i fikuśnie zapakowane produkty :)






Krem jest dość gęsty, treściwy, na mojej mieszanej skórze nie wchłania się od razu i pozostawia na niej lekki nieklejący film. Po około 15 min miałam uczucie ściągnięcia na policzkach.
To odczucia po pierwszym użyciu, może wystarczy mi go jeszcze na 4 razy...myślę, że powinno być go troszkę więcej - chociaż na tydzień codziennego stosowania - żeby stwierdzić czy taka pielęgnacja nam pasuje czy nie.


 
Peeling pomarańczowy, orzeźwiający, ma średnio ostre drobinki, które fajnie oczyściły twarz z resztek makijażu - i w tym przypadku szkoda, że tak go malutko, bo uwielbiam wszelkie ścieraki do twarzy :))
No i chętnie potestowałabym go dłużej, zwłaszcza, że cena regularna nie jest niska.


Olejek też cudnie pachnie i zdaje egzamin przy masażu - sprawdzone ;))) Dość szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy, zapach przez jakiś czas pozostaje na skórze.




Lakier niezbyt ekspresowo schnie, nie mam pojęcia jaka będzie jego trwałość, ale kolor idealny dla mnie, błyszczący, świetnie krycie - na zdjęciu 1 warstwa :)


Mnie się zawartość podoba, choć nie ukrywam, że spodziewałam się większego wow :)
Ogólnie produkty nie są złe i absolutnie nie mogę powiedzieć, że całkowicie się zawiodłam, ale te malutkie odleweczki pielęgnacji nie pozwolą mi na porządne przetestowanie przed ewentualnym zakupem. I tyle.

A Wy co myślicie? Warto było czuwać do 23 z minutami w tamten niedzielny wieczór? :)))

poniedziałek, 28 listopada 2011

ESSENCE Vampire's Love - lipstain 02 True Love --- recenzja & swatche


Z tego typu mazidłem do ust nie miałam jeszcze do czynienia... i raczej mieć już nie będę ;)




 Na plus na pewno zapach - owocowy, przyjemny. Trwałość świetna - kilka godzin. Kolor w sumie też niezły. Jednak krycie jak dla mnie fatalne... Podkreśla każdą niedoskonałość, każdą suchą skórkę. Nierównomiernie wnika w skórę. Masakrycznie wysusza. Trzeba mieć naprawdę usta w idealnej kondycji, aby ten specyfik wyglądał na nich dobrze. Jest odporny na rozmazywanie (na zmywanie zresztą też ;)).


Jestem w stanie zaakceptować go jedynie w połączeniu z błyszczykiem, jednak wtedy jego trwałość zdecydowanie się zmniejsza. No i nie daje mi to i tak komfortu ust nawilżonych tak jak lubię.

"true love" nie do końca wyschnięte, a już fatalne ;)
"true love" + błyszczyk "berry me!"

cena - 9zł bez grosza 

czwartek, 24 listopada 2011

GARNIER Miracle Skin Perfector - BB Cream - LIGHT --- recenzja & swatche + porównanie z innymi kremami BB


Oglądałam go sobie w sieci od jakiegoś czasu i dumałam, warto czy nie warto... 




No i w końcu decydowałam, że warto... przynajmniej spróbować :) ostatecznie przekonała mnie ta wit.C, bo jesienią i wiosną zawsze mam na nią jazdę.
A że akurat wykończyłam moją pielęgnację do cna (SVR-kowy Hydracid C20) i na teraz kliknęłam sobie Active C XL od LRP,  to do koszyka trafił też Perfectorek do kompletu, w końcu to makijaż+pielęgnacja, więc to wszystko tylko dla mojego dobra :)))
Ponoć można go używać zamiast kremu na dzień, ja jednak się na to jeszcze nie zdecydowałam, więc nie napiszę czy daje sobie radę w tej kwestii.


Krem jest gęsty, treściwy, ale wydajny. Dobrze rozprowadza się na skórze. Krycie daje średnie, można je jednak stopniować bez efektu maski, bo krem idealnie wtapia się w skórę - jedna cieniutka warstwa dobrze ukrywa drobne przebarwienia, te bardziej widoczne będą potrzebować drugiej. 
Jest dość lepki, dobrze trzyma się twarzy, nie ściera się.


Nakładany palcami nie podkreśla zmarszczek, nie wchodzi w pory, nie smuży (nie próbowałam nakładania pędzlem). Nie ściąga moich mieszano-suchych policzków, mając go na twarzy czuję, że skóra jest nawilżona. Mam dość mocno przetłuszczającą się strefie T i nie wyobrażam sobie noszenia go bez przypudrowania - rozświetlenie jest zbyt błyszczące.

Myślę, że ostatecznie nie zagości u mnie na stałe, bo aż takiego blasku to ja nie potrzebuję ;))
Domyślam się, że byłby doskonały dla skóry suchej lub mieszanej w kierunku do suchej.

nago :)
z kremem
Garnier BB + puder Essence Blossoms etc...
Obawiałam się, że będzie mocno żółty, wręcz pomarańczowy - w sieci jest niewiele zdjęć kremu "na żywo". Okazało się, że nie było się czego bać, bo kremik w odcieniu LIGHT jest lekko beżowy z żółtymi tonami, co po szarościach i różach królujących w kremach azjatyckich jest miłą odmianą :)

w PL póki co niedostępny, cena z wysyłką z GB niecałe 50zł.

***

a na koniec małe zestawienie z kilkoma azjatkami :)

na ręce

wtorek, 22 listopada 2011

ESSENCE Vampire's Love - puder rozświetlający / shimmer powder --- recenzja & swatche + porównanie z innymi rozświetlaczami


   wszyscy mają wampira - mam i ja ;))


uległam wampirzej limitce, chociaż na początku była mi kompletnie obojętna!

jednak jak to mówią: czego oczy nie widzą... a ja nieostrożnie tym okiem rzuciłam i sercu żal się zrobiło, że wyjdziemy z Natury z pustymi rękami, gdy wokół tyle piękna ;))


rozświetlacz jest piękny i nie da się obok niego przejść obojętnie :) 
opakowanie ma plastikowe, dość solidne, bardzo podobne do tego z wiosennej kwiatkowej limitowanki


kolor jest ciepły, złoto-brzoskwiniowy, a drobinki drobniuśkie, nienachalne
puder pachnie delikatnie słodko-kwiatowo (?)


jest dość twardy, ale dzięki temu pewnie będzie wydajny - po kilkukrotnym testowaniu nie został nawet najmniejszy ślad na powierzchni, a pudru nabierałam dość dużo


wydaje się dość jasny, ale ładnie wtapia się w skórę i pozostawia jedynie ciepły błysk, w pierwszym momencie skojarzył mi się z Perles de Nuit Guerlaina i w sumie efekt jest dość podobny, z tym że wampirek daje jednak więcej koloru niż metorytki ;)

światło dzienne
światło toaletkowej lampki
na mojej mieszanej skórze był widoczny około 6 godzin, oczywiście nałożony na puder matujący - także wynik niezły :)

rozświetlający wampirek kosztuje w Drogerii Natura 12,99zł

***
zrobiłam też zdjęcie poglądowe, zestawiając VL z innymi pudrami teoretycznie rozświetlającymi, może komuś się przyda :)

środa, 16 listopada 2011

"Behind the scenes..." - czyli skąd nadaję... --- URBANkowy TAG :)


   Jakiś czas temu Urbanek na swoim blogu zapoczątkowała akcję "Behind the scenes..." - czyli skąd nadaję... Super pomysł, bo chyba każda z nas lubi zanurkować, choćby wirtualnie, w czyjąś codzienną prywatność :))
   Podejrzałam już kilka Waszych Miejsc i postanowiłam pokazać swoje - widok z mojego Najulubieńszego Miejsca Laptopowego oraz Makijażowe Stanowisko Malowajkowe.

  Zapraszam do Malowajkowni :)

widok z Malowajkowego Centrum Dowodzenia Laptopkowego :) moja Toshibka jest już starowieńka, więc oszczędziłam jej całkowitego wystawienia na widok publiczny ;) w tle widzimy Kącik Makijażowy, a na najniższym piętrze czerwonej półki tablicę pożyczoną z pociągu relacji Gdynia Gł. - Kraków Gł. ;D

na ścianie MM, która jest przepiękna i której mam jeszcze cztery portrety w domu :))  
białe szuflady wciśnięte pomiędzy parapet a kaloryfer - IKEA
taki widok mam, gdy znajdzie się dla mnie miejsce na sofie i mogę sobie laptusiować na leżąco... co zdarza się dość rzadko, gdyż występują ku temu pewne poważne przeszkody - jakie? o tym już za chwilę :D

po prawicy Powód Pierwszy - Kudłata Ufka

po lewicy Powód Drugi - Krówkowa Kitka

po przekątnej Powód Trzeci, który jest obrażony i udaje, że na sofie nie bywa, że on tylko na brzeżku biurka Pana lubi spędzać czas - Schizowaty Kluchor :)

  Kącik Makijażowy:
lustro - Ikea, kolorowe szufladki do przechowywania zapasów i nietrafionych zakupów - Praktiker, czarne pudełko - po telefonie :) 
lampy fotograficzne - wynalezione gdzieś w sieci przez TZeta, lampy te dają najlepsze światło, przy jakim się kiedykolwiek malowałam (poza dziennym oczywiście :))

światło lamp - twarz mam nagą, więc proszę się nie wystraszyć :D

magnetyczna paleta Glam Box, szklanka z miniaturkami tuszy, patyczkami higienicznymi, kredkami etc.

zawartość palety - poza wkładami Inglota pozostałe cienie to sprasowane cienie sypkie z Coastal Scents lub Everyday Minerals

najczęściej używane pędzle, w pudełku po telefonie :)

szuflada lewa - róże, brązery, rozświetlacze, pudry

szuflada prawa - pędzle do oczu, rzadziej używane podkłady, mazidła żelowe, musowe oraz mazidła do ust

I to wszystko co mogę Wam pokazać :)))

Stay tuned!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...