poniedziałek, 2 czerwca 2014

komu zestaw Scandaleyes?

Post na szybko, z telefonu, z dzieciem pod pachą:)

Chciałabym Wam podziękować za to, że mimo blogowej ciszy nadal do mnie wpadacie, piszecie i w ogóle, że nie zapomniałyście jeszcze:)

Jeśli macie ochotę wypróbować naoczny zestaw Scandaleyes od Rimmela: tusz Rockin' Curves i wodoodporny eyeliner w słoiczku - dajcie znać w komentarzach i zostawcie adres mailowy.
W niedzielę, 08.06. wylosuję jedną z Was, a wynik losowania dodam na końcu tego posta, więc proszę o czujność:)


Trzymajcie się i powodzenia!


Zaglądajcie na Instagram - tam mnie trochę więcej, choć mniej kosmetycznie:)


*****

EDIT:

Zestaw Rimmel leci do...

Kommo

Gratuluję!:)

niedziela, 25 maja 2014

jak dbałam o ciało w czasie ciaży?


Dzisiaj przypomniałam sobie o sfotografowanych jeszcze w listopadzie kosmetykach, których używałam od 7 tygodnia ciąży i o tym, że warto byłoby się podzielić moją o nich opinią.



Długo przed ciążą i potem w jej trakcie dużo ćwiczyłam. Zaczynałam od przygody z Jillian Michaels i jej 30 Days Shred i Body Revolution, z Tonym i jego P90X i wreszcie Shaunem T i szaleńczymi Insanity i - jeszcze w pierwszych tygodniach ciąży, choć już w mniejszym stopniu - T25.
Przez całą ciążę robiłam program Summer Sanders Prenatal Workout, który bardzo polecam przyszłym mamom - świetnie robi na ciało i duszę:) bo mimo rośnięcia i puchnięcia czułam się rewelacyjnie - prawie żadnych bólów pleców i innych niedogodności.

Dbanie o skórę brzucha i piersi było dla mnie oczywiste i równie ważne, co codzienne ćwiczenia.
Zaczęłam od kosmetyków PALMER'S Cocoa Butter Formula dedykowanych kobietom w ciąży.


Na pierwszy ogień poszedł krem do masażu przeciw rozstępom Massage Cream for Stretch Marks.


klik do KWC:

Krem, jest najbardziej skondensowaną formułą na rozstępy. Pomaga zredukować widoczność rozstępów za pomocą specjalnej kombinacji masła kakaowego, witaminy E, kolagenu i elastyny. Natłuszcza skórę, pomagając zachować jej naturalną elastyczność i nawilżenie. Ten nietłusty krem do całego ciała likwiduje uczucie suchości związane z napięciem skóry podczas ciąży oraz wygładza rozstępy wywołane spadkiem wagi.

Skład: Water, Theobroma Cacao Extract, Gliceryn, Gliceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Isopropyl Lanolate, Isopropyl Palmitate, Propylene Glycol, Dimethicone Lanolin Alcohol, Stearic Acid, Bentonite, Theobroma Cacao Seed Butter, Mineral Oil, Microcrystaline Wax, Cetyl Alcohol, Tocopheryl Acetate, Soluble Collagen, Hydrolyzed Elastin, Diazolidinyl Urea, Disodium EDTA, Methylparaben, Propylparaben, Limonene, Linalool, Caramel, Fragrance.

Cena: 25zł / 200ml


Krem ma delikatnie masełkową konsystencję, pachnie czekoladą i błyskawicznie się wchłania. Zużyłam go z przyjemnością, ale bez większych zachwytów. Dość mała pojemność w stosunku do ceny spowodowała, że nie kupiłam drugiej tubki, tylko zdecydowałam się na...


Tummy Butter for Stretch Marks, czyli brzuszkowe masełko przeciw rozstępom



klik do KWC:

Pielęgnacja brzucha mamy w okresie i po ciąży oraz w okresie utraty wagi.
Unikalna formula na bazie masła kakaowego, wzbogacona o witaminęE, kolagen, elastynę i wygładzającą lawendę, przeznaczona jest szczególnie dla kobiet w trakcie i po ciąży.
Specjalne połączenie aktywnych składników pomaga w zapobieganiu i eliminowaniu powstawania rozstępów skóry w okresie ciąży. Kosmetyk przenika do głębokich warstw skory, zapewniając odpowiednie nawilżenie i natłuszczenie.
Produkt jest hipoalergiczny i nie zawiera parabenów.
Sposób użycia: stosować delikatnie wmasowując preparat kolistymi ruchami w skore brzucha trzy razy dziennie lub wedle potrzeby.



Skład: Theobroma Cacao (Cocoa) Extract, Mineral Oil (Paraffinum Liquidum), Microcrystalline Wax/Cera Microcristallina, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Dimethicone, Soluble Collagen, Soluble Elastin, Tocopherol Acetate, Centella Asiatica Extract, Argania Spinosa Kernel Oil, Lavandula Angustifolia (Lavender) Oil, Carthamus Tinctorius (Safflower) Seed Oil, Isopropyl Myristate, Zea Mays (Corn) Oil, Beta Carotene (CI 40800), Fragrance, Benzyl Cinnamate, Benzyl Alcohol, Benzyl Benzoate, Coumarin, Linalool.


Cena: 38zł/ 125g



Masło ma twardą konsystencję, która po zetknięciu ze skórą zmienia się w oleistą. Świetny do masażu, bo... w ogóle się nie wchłania. Można masować i masować i masooooowaaaaaać i nic. Nadal jesteśmy tłuste, jak wysmarowane masłem spożywczym. Zupełnie nie nadaje się do używania na dzień. Na wieczór tylko dla lubiących codziennie prać pościel i piżamę. Zużyłam w wielkich bólach i nigdy więcej nie chcę mieć z nim nic do czynienia.


Urzekł mnie za to kolejny produkt z czekoladowej rodziny - kojąca oliwka dedykowana rozciągającej się,  swędzącej skórze brzucha i piersi, Soothing Oil for Dry Itchy Skin.



klik do KWC

Oliwka przeznaczona dla skory kobiet w okresie ciąży w celu zmniejszenia efektu swędzenia oraz zapewnienia odpowiedniego poziomu nawilżenia. Poprawia elastyczność i jędrność skóry.
Unikalna formuła będąca efektem połączenia masła kakaowego, witaminy E, kolagenu, lecytyny i elastyny. Dodatek lecytyny przedłuża efekt gładkiej i delikatnej skóry.
Sposób użycia: po prysznicu lub kąpieli należy spryskać ciało i delikatnie wklepać.
Oliwkę można tez użyć na suchą skórę.
Produkt nie był testowany na zwierzętach.


Skład: Canola Oil, Isopropyl Myristate, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Dimethicone, Tocopheryl Acetate, Lecithin, Cocoyl Hydrolyzed Elastin, Cocoyl Hydrolyzed Collagen, Cocoyl Hydrolyzed Keratin, Butyl Stearate, Lanolin Alcohol, Sorbitan Oleate, Fragrance, Benzyl Alcohol, Beta Carotene (CI 40800).

Cena: 30zł / 150ml


Oliwka jest rewelacyjna. Dość szybko się wchłania i naprawdę łagodzi dolegliwości towarzyszące rozciągającej się skórze. Żaden inny kosmetyk, którego uzywałam w tym okresie nie przyniósł mi takiej ulgi. Nawet, ulubiony nie tylko w ciąży...


Rossmannowy olejek do pielęgnacji ciała dla kobiet w ciąży Babydream fur Mama - Pflegeol.


klik do KWC:

Pomaga zapobiegać rozstępom, zawiera wysokiej jakości olejek migdałowy, makadamia, jojoba, olej sojowy i słonecznikowy, a także witaminę E, nie zawiera olejów mineralnych, barwników i konserwantów. Olejek perfumowany, nie zawiera alergenów. Produkt przebadamy dermatologicznie.

Skład: Glycine Soja (Soybean) Oil, Prunus Amygdalus (Sweet Almond) Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil/unsaponifiables, Simmondsia Chinensis (Jojoba)Seed Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Tocopherol, Parfum.

Cena: 10zł / 250ml

Olejek nie wymaga reklamy. Świetny na włosy i na suchą i mokrą skórę, bezpośrednio i do kąpieli. Nie tylko w ciąży.


 Kolejnym olejkiem na jaki się zdecydowałam był Bio-Oil, uniwersalny olejek do twarzy i ciała.


klik do KWC:

Olejek o właściwościach nawilżających, przy regularnym stosowaniu redukującym rozstępy, wyrównującym koloryt skóry, pomagający zapobieganiu powstawania zmarszczek. Nie ma działania komedogennego.

Skład: Paraffinum Liquidum, Triisononanoin, Cetearyl Ethylhexanoate, Isopropyl Myristate, Retinyt Palmitate, Helianthus Annuus Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Anthemis Nobilis Flower Oil, Lavandula Angustifolia Oil, Rosmarinus Officinalis Leaf Oil, Calendula Officinalis Extract, Glycine Soja Oil, BHT, Bisabolol, Parfum, Alpha-lsomethyl lonone, Amyl Cinnamal, Benzyl Salicylate, Citronellol, Coumarin, Eugenol, Farnesol, Geraniol, Hydroxycitronellal, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Limonene, Linalool, CI 26100 (21.08.2013.)

Cena: 100zł / 200ml, około 25zł / 60ml



Olejek jak olejek w sumie. Nie powalił mnie zapachem, nawilżenie i wchłanianie natomiast na porządnym poziomie. Ze względu na niewielką pojemność używałam jedynie na piersi. Nie mam mu nic do zarzucenia poza dość wysoką ceną.


Ostatnim olejkiem jaki towarzyszył mi w czasie ciąży, i towarzyszy nadal, jest Olej ze słodkich migdałów.

źródło zdjęcia: grafika google

klik do KWC:

Olej ze słodkich migdałów jest środkiem wyjątkowo delikatnym.
Nadaje się także do pielęgnacji wrażliwej skóry noworodków. Szczególnie polecany do skóry suchej i starzejącej się,
Neutralny, nie powoduje alergii. Może też być sam stosowany w celach kosmetycznych do wcierania w skórę twarzy. Odmładza skórę i nadaje jej ładny wygląd.

Cena: 9,35zł / 100ml



Olejek-bajka. Delikatny zapach, bardzo dobre nawilżenie i wchłanianie. Sama natura w przyjaznej cenie. Mój zdecydowany ulubieniec w ostatnim czasie. Używałam i używam nadal z przyjemnością. Obecnie na piersi, które robią kawał dobrej roboty żywiąc moje dziecię.



Podsumowując: wybrane produkty mnie nie zawiodły. Nie dorobiłam się ani jednego rozstępu ciążowego. Brzuch wraca do swojego stanu sprzed. Piersi, teraz wyraźnie powiększone i obciążone, mam nadzieję też będą dzielne i dadzą radę wytrwać w dobrej formie. Wróciłam do ćwiczeń - czym chwaliłam się na Instagramie - jutro zaczynam drugi tydzień T25. Do kalendarzowego lata mam plan wrócić do formy, jeśli córka będzie łaskawa i będzie nadał ucinać sobie drzemki w czasie treningów, oczywiście:)


Trzymajcie się i dbajcie o siebie. Zawsze:)

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Alicja w Krainie Czarów, czyli dwa słowa prywaty:)


Tym, którzy nie porzucili malowajkowego bloga w okresie bezpostowym, natentychmiast śpieszę donieść o przyczynach abs(tyn)encji mej. Otóż.

Wyobraźcie sobie, że byłam ostatnio w ciąży.
Dokładnie do 25 marca sobie byłam.
I tegoż właśnie dnia - marca dwudziestego piątego, szóstego prawie, bo godzina była późna - zjawiła się niespodzianie Ona. Ponad dwa tygodnie przed zapowiedzianym terminem. Co było właściwie całkowicie zrozumiałe, bo któż o zdrowych zmysłach życzyłby sobie zostać dzieckiem smoleńskim?...

No i, gdy tylko Tatulek Kochany wybył na mecz drużyny swej, umiłowanej, biało-zielonej, o godzinie za pięć ósma wieczorem, Ona postanowiła odkręcić wodę, zalać nową merbauową podłogę w łazience i zapukać z wewnętrza mego z prośbą o wypuszczenie. Tatul na mecz nie doszedł, a Ją wypuszczono trzy godziny później, dziesięć minut po dwudziestej trzeciej, cięciem cesarskim. Gdyż jak na leniwe - po mamuni - stworzenie przystało, dziewczę nasze nie zdecydowało się na odwrócenie i do końca bujało głową w obłokach, tzn. pod żebrami. A światu dobitnie pokazała w której części ciała go ma.

Państwo pozwolą, że przedstawię: nasza córka - Alicja!


Ci, którzy śledzą mnie na Instagramie, mieli nieprawdopodobne szczęście widzieć także Jej wózek! Więc jeśli macie ochotę do nich dołączyć - wpadajcie do nas!


ps. LOVE ALUT NA WSKROŚ! ♥♥♥♥♥


poniedziałek, 17 marca 2014

wodzenie na pokuszenie, czyli Colour Alike z colorowo.pl


Podejrzewam, że mój post będzie jednym z pierdyliarda chwalipięckich wpisów, które pojawią się dziś lub w nadchodzących dniach, a dotyczyć będą zamówień z colorowo.pl. Colorowo uszczęśliwiło nas bowiem niemałymi zniżkami z okazji kobiecego święta. Na profilu firmy można było przeczytać, że zamówienia przeszły ich najśmielsze oczekiwania. Nie zdziwiło mnie zatem, że mimo opłaty za przesyłkę priorytetową lakiery doleciały do mnie dopiero dziś, czyli w 6 dniu roboczym od złożenia zamówienia. Bardziej zaskoczona jestem brakiem jednej pozycji, bo emalii kliknęłam 6, a dostałam 5, mimo, że na paragonie jak byk stoi sześć sztuk. Ale nic to, mail do colorowo w tej sprawie już poleciał, liczę więc, że wkrótce dowiem się co z brakującą sztuką.

A tymczasem moje nabytki - nikogo chyba nie zdziwiło, że większość to błyskotki?...




Zaraz biorę się za porównanie holo topu od CA z holographic hero od Gosha, bo jak tak stoją obok siebie to wyglądają identycznie. Chociaż już widzę, że top jest rzadszy, przez co zapewne delikatnie kryjący.


A Wam kliknęło się coś w czasie tej promocji? Rzućcie linkami do Waszych chwalipięckich postów!

środa, 12 marca 2014

śliwką po paznokciach, czyli DIOR Vernis Black Plum 981


Mój pierwszy raz z lakierem za blisko stówkę. I o ile w kolorze zakochałam od pierwszego wejrzenia, o tyle cała reszta niestety nie powaliła mnie na kolana.




W zależności od światła widzimy tu śliwkę węgierkę, śliwkę dostępną aktualnie w Biedrze, a która nie wiem jak się nazywa, śliwkę bordową lub śliwkę fioletową. No nieważne, dla kogoś kto lubi śliwki - Śliwkę Piękną.

Nie byłabym sobą, gdybym długo ponosiła manicure bez żadnej błyskotki, więc już na drugi dzień na palcu serdecznym zagościł, atocośnowego!, holo topping, please!, którego pewnie macie już dosyć, a mnie nie znudzi się chyba nigdy.




Dwa dni później miałam już stare końcówki, trzeciego odpryski - wszędzie poza paznokciem palca serdecznego. Śliwa wysychała przyzwoicie, dwie warstwy emalii pokryły płytkę z lekkimi prześwitami, co możecie dostrzec na niektórych zdjęciach. Ogólnie szału nie ma. A za tę kasę fajnie byłoby jednak, gdyby był. Szczęśliwie lakier nie mój, a na gościnnych występach. Za tę sumkę bowiem można mieć kilka pozycji o zbliżonych, albo i lepszych, właściwościach.



poniedziałek, 10 marca 2014

jasnoróżowo na matowo, czyli róż Inglot nr 72



Róże to coś, co z mazideł okołotwarzowych malowajki lubią najbardziej (no dobra, najbardziej zaraz po błyszczykach). Zwłaszcza róże chłodne. I takiż jest Inglotowy maluch z numerkiem 72, który przyleciał do mnie z wyprzedaży u Patrycji.




Róż jest matowo-satynowy, drobniutko zmielony, baaardzo delikatny - chyba nie sposób zrobić sobie nim rumianego placka na twarzy. Trzyma się przyzwoicie nawet na pokrytym tylko warstewką podkładu, niezmatowionym pudrem poliku. Estetycznie znika z twarzy, wieczorem prawie nie ma po nim śladu.


podkład - The Balm Balmshelter Light
korektor - Helena Rubinstein Magic Concealer 01
tusz - Lovely Pump up Mascara
cień - Inglot matte 329
róż - Inglot 72
błyszczyk - MAC Lovechild


Taki o, delikatesik na wiosnę. Lubię to!

sobota, 8 marca 2014

kolorowe błyskotki, czyli wiosna na paznokciach


Myślicie, że to już? Że to ona, na stałe? Czy jeszcze się wycofa i posypie śniegiem około połowy marca jak w zeszłym roku? A zresztą, nieważne! Ważne, że teraz trwa, że grzeje, że można usadzić dupkę na piachu, słuchać co morze gada i pobłyskać w słonku kolorowymi paznokciami.




kciuk - OPI Cajun Shrimp
wskazujący - OPI Flit a Bit
środkowy - OPI Flower to Flower
serdeczny - EVELINE mini max 834
mały - OPI Dim Sum Plum
top - ESSENCE Holo topping, please!



czwartek, 6 marca 2014

BalmShelter Light, czyli nawilżający krem tonujący od The Balm


Jakiś czas temu skorzystałam z małej wyprzedaży u Patrycji . Przygarnęłam krem Yes To Tomatoes, który uwielbiam, a którego ostatnio jakoś nie mogę dorwać w Sepho, oraz cudny, chłodny róż Inglot 72. Patrycja dorzuciła mi do paczki gratisy w postaci upakowanych po brzegi słoiczków z odlewkami kosmetyków, które - śmiem twierdzić po raptem kilku dniach używania - okazały się świetne dla mojej skóry. Jeszcze raz dziękuję, P.! :)

Dziś kilka słów o nawilżającym kremie tonującym BalmShelter od The Balm. Nie miałam nigdy do czynienia z tą firmą, choć nie ukrywam, że ostrzę sobie zęby, a właściwie poliki, na brązer, który pokazywała ostatnio Idalia. Niewykluczone więc, że nasza znajomość się rozwinie. Ale do rzeczy.

Na stronie The Balm możecie zobaczyć dostępne odcienie kremu. Ja mam drugi w kolejności, Light. Pełnowymiarowe opakowanie zawiera 64g produktu i np na stronie Kosmetykomanii kosztuje niecałe 80zł.
Na wstępie wiemy o nim, że "jest to niezwykle lekki, jedwabiście gładki podkład z filtrem przeciwsłonecznym SPF18 pomoże poprawić wygląd Twojej skóry. Doskonale wyrówna jej koloryt i teksturę, pozostawiając ją idealną."


zdjęcie kremu pochodzi ze strony producenta


Po kilku naszych wspólnych dniach śmiem twierdzić, że krem jest świetny i bardzo sobie życzę, żeby ta opinia nie uległa zmianie, bo odpowiada mi w nim zapach, konsystencja i działanie, czyli to wszystko co powoduje, że moja skóra po spotkaniu z nim jest dopieszczona. Bardzo dobrze nawilża, ładnie wyrównuje koloryt, jest delikatny, lekki, niewyczuwalny na twarzy. Nie ma mowy o plamach czy nierównościach nawet wtedy, gdy nakładam go nie zerkając w lusterko.
Za pierwszym razem użyłam go na regulujące serum do cery tłustej i mieszanej z firmy Baikal Herbals, który też znalazłam wśród gratisów (nie mam w tej chwili takiej skóry, bo na jesień, zimę i wczesną wiosnę zawsze zmienia się na normalną, poza tym miesiące ograniczenia kolorówki i pielęgnacji do minimum przyniosły, jak już Wam pisałam świetne efekty i nie mam większych problemów z cerą - odpukać!) i BalmShelter połączył się z nim znakomicie. W kolejnych dniach nakładałam go już na gołą, potraktowaną tylko micelem twarz i już wiem, że tak noszony sprawdza się jeszcze lepiej, a nawilżenie jakie daje jest bardziej odczuwalne.
Nieprzypudrowany świetnie trzyma się skóry, nie ściera, choć ewidentnie musi znikać z twarzy, gdyż przy popołudniowym demakijażu nie ma po nim śladu na płatku kosmetycznym. A skóra mimo to nadal wygląda dobrze.




Krem delikatnie utlenia się na skórze. Nie wiem czy tę tendencję mają wszystkie odcienie z dostępnych - podejrzewam, że tak - dlatego kupując go na zimowe miesiące pewnie wybrałabym odcień Lighter than Light. Chociaż nie wiem, czy nie byłby zbyt różowy. Na powyższym zdjęciu możecie zobaczyć jak wygląda nałożony na różowoblady nadgarstek, a jak na lekkożółtkowopiegowy polik.




Po rozsmarowaniu BalmShelter ładnie neutralizuje czerwoności występujące na twarzy, nie chowa większych przebarwień czy zasinień pod oczami, ale z powodzeniem mogę go nosić solo, bez korektora, bo efekt jaki daje - nawilżona, naturalnie ujednolicona skóra - jest dla mnie wystarczający.

Po dodaniu odrobiny różu, tuszu, błyszczyka oraz ciemnobrązowego cienia na brwi i dolną powiekę mam gotową twarz wyjściową przy użyciu minimalnej ilości kosmetyków - lubię to!




podkład - The Balm Balmshelter Light
tusz - Lovely Pump up Mascara
cień - Inglot matte 329
róż - Inglot 72
błyszczyk - MAC Lovechild


Znacie kosmetyki The Balm? Któreś szczególnie polecacie?


wtorek, 4 marca 2014

mój pierwszy raz z matem, skórą i ćwiekami ;)


Nie przepadam za matowymi paznokciami. Tak samo jak za piaskowymi/żwirowymi/cukrowymi. Paznokcie mają błyszczeć i być gładkie. ALE. Ale po tym, co ujrzałam u Chalkboard Nails TUTAJ i TUTAJ! <3 zapragnęłam natychmiast udać się do drogerii po matujący top. Naprędce przeleciałam Wasze blogi w celu znalezienia w miarę porządnego i jednocześnie najłatwiejszego do zdobycia na już. Wybrałam Lovely Matte Top Coat i zabrałam się do roboty.

W pierwszym linku, który mnie zainspirował, macie krok po kroku wyjaśnione jak zrobić taki dziurkowano-skórzany manicure. Ja zrezygnowałam z perforacji, bo nie dorobiłam się jeszcze specjalistycznego urządzenia do kropkowania, a główki od szpilek, którymi dysponuję ani żaden inny sprzęt nie dał zadowalającego efektu. Dlatego postawiłam na, ekhem... skórę z ćwiekami.




kolejność nakładania:
  • bezbarwna baza - pozostawiona do wyschnięcia
  • pierwsza warstwa czarnego lakieru - j.w.
  • druga warstwa tej samej emalii i po krótkim odmuchaniu, czyli jakichś 15 sekundach...
  • ...jedna warstwa wysuszacza i na nią, natychmiast po zakręceniu buteleczki...
  • ...jedna warstwa matującego topu
  • na niedoschniętą plastyczną powłokę nałożone i dociśnięte heksy robiące za ćwieki 

Nie musicie brać przykładu ze mnie i z powodzeniem możecie nałożyć dowolne zdobienie równo po środku płytki, a nie zjeżdżać na boki. No ale to już jak wolicie, wiadomo.
Wbrew pozorom ta wytworzona z kilku niewysuszonych warstw matowa poduszeczka utwardza się dość szybko. Po zrobieniu zdjęć i pobieżnej ich selekcji mogłam już bez problemu korzystać z dłoni.



w przedsięwzięciu udział wzięły następujące lakiery:

bazowy Eveline 8w1
czerwonoróżowopomarańczowokoralowy OPI Cajun Shrimp
czarny My Secret 121
przyspieszający wysychanie Sally Hansen Insta Dry
matujący Lovely Matte Top Coat
oraz
heksy Catrice z limitowanki Feathers and Pearls


poniedziałek, 24 lutego 2014

mój najukochańszy top ever!


Holo topping, please! od Essence pokazywałam na blogu już kilka razy (m.in. TU, TU, TU, TU oraz TU). Jego żywot pomału się kończy - lakieru zostało może 1/4 buteleczki, jest już gęsty, ciągnący, wiele razy rozcieńczany zmywaczem. Ale wciąż piękny. Oszczędzam go, używam raz na jakiś czas, żeby zbyt często nie napowietrzać, gdyż jest już nie do dostania. Chyba, że się mylę? Bardzo bym chciała. Powiedzcie, że się mylę i można go jeszcze gdzieś upolować! (poza ebayem, z Francji, bez możliwości wysyłki do PL...)

Poniżej weekendowy manicure z jego malutkim udziałem:


baza: My Secret 121
top: Essence Holo topping, please!


czwartek, 20 lutego 2014

Brow Bar BENEFIT, czyli: jak dobrze mieć brwi!



Zupełnie zapomniałam pokazać Wam efekty mojej grudniowej (!) wizyty w Benefitowym Brow Barze. Myślałam o wybraniu się tam dłuższy czas, ale wciąż wydawało mi się, że to bez sensu wydawana kasa, że przecież zwykła kosmetyczka może zrobić mi to samo za 1/4 ten ceny. Jednak to, co zobaczyłam u Urbi -KLIK!-, a jakiś czas później u Agaty -KLIK!- ostatecznie mnie przekonało i już chwilę po wizycie na blogu tej drugiej dzwoniłam do Sephory w Galerii Bałtyckiej celem natychmiastowego umówienia się.


Nie jest to tania impreza, bo za depilację woskiem i hennę zapłacimy około 90zł. Ale moim zdaniem warto raz na jakiś czas zafundować sobie brwi idealne.

O umówionej godzinie, na Benefitowym stanowisku czeka już na nas kosmetyczka z całym zestawem potrzebnym do zabiegu oraz formularzem dotyczącym uczuleń, przyjmowanych leków itd, który musimy podpisać.

niedziela, 16 lutego 2014

RIMMEL Scandaleyes Rockin' Curvers


W poniedziałek przyleciał do mnie kolejny tusz od Rimmel. Ponoć skandaliczny, ponoć rockowy. Sprawdźmy zatem.



wg KWC:

Pierwsza maskara, która tworzy rockowy look rzęs. Specjalna szczoteczka maksymalnie je podkręca i rozdziela. Rzęsy są teraz pogrubione i podniesione.

Cena: 27zł / 13ml


piątek, 14 lutego 2014

brudny róż od Eveline + czarne serducha od Catrice


Na szybko, na różowo, na serduszkowo, proszszsz:


Na paznokciach brudnoróżowy Eveline, a do powstania serduch przyczyniły się piegi od Catrice z limitki Feathers & Pearls, których nie zużyję do końca świata.

sobota, 1 lutego 2014

o tym dlaczego nie kupię więcej Meteorytów i o innych niezmiernie ważnych sprawach



Pierwszym powodem jest to, że w dalszym ciągu staram się trwać w postanowieniu, że #nicniekupię! A drugim fakt, że zostały mi dwie puchy, które, na tę chwilę, robią mi wystarczająco dobrze.

Niewykluczone, że gdy PRZYPADKIEM znajdę się w tym Siedlisku Szatana na S. lub D. i podstępnie łypnie na mnie nowa szata puszki lub kulkowy róż, to pęknę. Aczkolwiek wolałabym nie. Bo i po cóż, skoro mam te tutaj, zmodyfikowane całkowicie pod moje widzimisię:



Perles du Paradis, W tej wersji Meteorytów pudło, jak i same kulasy są tak wielkie, że dość szybko podzieliłam się nimi ze światem zostawiając sobie może 1/3 opakowania. I tak sobie stało to moje pomniejszone cudo jakiś czas, czasami miziane, częściej porzucone. W chwili nabycia Crazy Pearls wiedziałam już, co zrobić, żeby pudrów używać, a nie jak zwykle jopić się na nie i wąchać, a potem oddać w lepsze, bo doceniające, ręce.

niedziela, 5 stycznia 2014

kropkowanie paznokci, czyli czerń i holo w akcji


Znowu czarno, znowu szaro, znowu holo, znowu kropki.
Nuuuda, wieeem.

Zakochałam się w tym holosku na amen i teraz będę z nim fisiować wciąż i wciąż.



I w słońcu... ♥♥♥

czwartek, 2 stycznia 2014

GOSH Holographic Hero oraz różne chwalipięctwa Kundlowo-Pandziorowe:)


Zabarłożyłam lekutko po świętach i nowym roku, przyznaję.
Zdecydowanie więcej mnie na Insta ostatnimi czasy, więc jak bardzo tęsknicie, to wiecie gdzie mnie szukać;)

Trzymam się też dzielnie powziętej jeszcze przed świętami decyzji o tym, że #nicniekupię (Mojito!:)).
Byłam ponad wyprzedażami w sieci, ponad zniżkami w centrach handlowych (no dobra, gdyby dali 30% w S. to bym się na coś na pewno skusiła, ale tak? pff...), ponad tłumami rozszarpujących tony szmat dzikich bab. Byłam i nadal jestem. I jestem niezmiernie dumna.
A, że pod grudzień obfitował w moc prezentów: cudne mazidła dla ciała, pachnące słoje YC dla ducha,  Kundelka PaperWhite oraz mą pierwszą Pandziorkę, to czuję się zaspokojona na wskroś i naprawdę nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba.
No dobra, potrzeba, ale o tym w swoim czasie.


No, to tyle tytułem wstępu, a poniżej lakier, który nie od razu skradł me serce. Normalnie, w świetle dziennym czy "normalnym" sztucznym jest bowiem zwyczajnym szarakiemsrebrniakiem, ładnym, ale nie rzucającym się specjalnie w oczy. Jego piękno ukazuje się naszym oczom gdy padną na niego promienie słońca lub światło lampy błyskowej pod pewnym kątem. Taki z niego cwaniak. Lubię takie nieoczywiste, na pierwszy rzut oka, pięknoty.

No popatrzcie same - nie sposób zrobić mu jednego czy dwóch zdjęć, po prostu jest mus zrobić milion:)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...