piątek, 30 września 2011

L'OREAL Volume Million Lashes LUMINIZER Black Emerald = Green Eyes / tusz podkreślający kolor - oczy zielone --- recenzja & swatche


Zakup zupełnie spontaniczny - zobaczyłam u którejś z Was zapowiedzi tego tuszu, wskoczyłam na Allegro i jakoś tak mi się kliknęło ;) Wybrałam wersję do oczu zielonych, choć moje mają kolor raczej szary, szarozielony, szarozielonobury po prostu :))


Szczotka jest porządna, ładnie rozczesuje rzęsy. Pomału uczę się nią operować, bo wcześniej nie miałam przyjemności współpracować z takimi gabarytami :))


Pierwsza aplikacja nie wyglądała najlepiej - druga warstwa zaowocowała ślicznymi owadzimi nóżkami...

światło dzienne - 2 warstwy
Ale uparłam się, no i z drugim okiem i z trzema warstwami tuszu poszło o wiele sprawniej. Wydłuża i pogrubia fajnie, dobrze rozczesuje - choć ja lubię mocny, teatralny, lekko posklejany efekt :)

światło lampy błyskowej - 3 warstwy

Cena tuszu na aukcjach to okolice 30zł, nie mam pojęcia ile kosztuje w drogeriach. Za tę cenę produkt jest przyzwoity, choć spektakularnego rozkwitu tęczówek nie zarejestrowałam - no ale to pewnie dlatego, że nie mam tych moich oczu tak zielonych jak potrzeba ;))
Mieniące się zielone drobinki są widoczne pod pewnym kątem, efekt jest lepiej widoczny na dolnych rzęsach - zrobiłam zyliard zdjęć i na żadnym, żadniuśkim, nie dało się uchwycić tego co widziałam w lustrze. Jedyne ujęcie, na którym jako-tako widać tę zieleń na rzęsach górnych jest to, które załączam poniżej. Obiecuję zaktualizować notkę, gdy uda mi się otrzymać na zdjęciu efekt bardziej zbliżony do rzeczywistości.

*** update ***
załączam kilka dodatkowych zdjęć, na których mniej więcej udało mi się złapać troszkę tego zielonkawego błysku:




wtorek, 27 września 2011

KOBO ideal cover make up, 405 suntanned - podkład w roli bronzera --- recenzja & swatche


Jest to moje pierwsze spotkanie z produktem brązującym w formie innej niż pudrowa i muszę przyznać, że podchodziłam do tego jak pies do jeża. Ale, że cena przystępna (17,99,- w DN), to postanowiłam zaryzykować. No i okazało się, że nie taki diabeł straszny i że mleczno-czekoladowy Kobiaczek zamieszka sobie w toaletkowej szufladzie na stałe :)

światło słoneczne
światło lampy błyskowej
Aplikacja  nie jest zbyt łatwa i niewprawioną ręką można narobić sobie cudów na buźce. Mój pierwszy raz był fatalny i wyglądał jak placek rozmazanej czekolady. Teraz już doszliśmy z Kobiakiem do porozumienia i umówiliśmy się, że nie robimy już sobie więcej takich świństw ;))

Kolor, na pierwszy rzut oka, może wydawać się za ciemny/ciepły/ceglasty. Jednak na dłoni już wygląda fajnie, a na twarzy, moim skromnym zdaniem, to już w ogóle jest superancki :)

światło dzienne
światło słoneczne
światło lampy błyskowej
Próbowałam aplikacji różnymi sposobami: nakładanie i rozcieranie palcami, nakładanie palcami i rozcieranie pędzlami wszelkiego rodzaju, nakładanie i rozcieranie pędzlami. Nie używałam jeszcze pędzla Bamboo Bronzer Brush z Ecotools, który kilka z Was polecało na blogach, póki co mam go na wish-liście. Obecnie opcją dla mnie najwygodniejszą jest zestaw widoczny poniżej:


Podkład ma dość twardą konsystencję i ciężko go nabrać na pędzel. Ale jako że moja toaletka ma dość ciepłe lampy, to podgrzanie pod nimi podkładu przez parę sekund zmienia jego formę w bardziej przyjazną plastycznie :) Opakowanie jest plastikowe i delikatne, myślę, że upadek na podłogę mógłby zakończyć jego żywot, za to duży minus. Zapach, choć chemiczny i średnio przyjemny, nie utrzymuje się na twarzy. A jesli chodzi o trwałość, to na mojej mieszanej skórze brązerek wytrzymuje spokojnie od rana do popołudniowego demakijażu i za to oraz za kolor duży plus :)

światło ciepłe
światło chłodne

sobota, 24 września 2011

STILA oil-free sheer color tinted moisturizer spf 30 / beztłuszczowy nawilżający krem tonujący - 01 medium --- recenzja & swatche



Na ten produkt trafiłam przypadkiem, buszując po Allegro, no i jako że podkładów nigdy dość, a Stila jest fajną firmą, to natychmiast postanowiłam, że będzie mój :)

Na stronie producenta w promocji kosztuje $16.


Konsystencja kremu jest dość treściwa, ale rozprowadzenie go na buzi nie stanowi żadnego problemu, krem idealnie wtapia się w skórę, nie smuży, nie rozmazuje się. Testowałam nakładanie go palcami i flat topem z Lancrone - w obu przypadkach aplikacja jest łatwa, lekka i przyjemna :)

światło chłodne
światło ciepłe
Trochę obawiałam się, czy kolor, który licytuję nie będzie zbyt ciemny, ale na szczęście okazał się strzałem w dziesiątkę :) W pierwszym momencie wydaje się chłodnym odcieniem, jednak po chwili ociepla się i stapia ze skórą.




Nie ma mocnego krycia, jest lekki w noszeniu, w ogóle nie czuję go na twarzy. Polecam cerom mieszanym z czystym sumieniem :)

Dość ciężko się go wyciska z tuby, która jest zrobiona z grubego plastiku. Trzeba troszkę siły, żeby wydobyć satysfakcjonującą porcję kosmetyku. Ale nie jest to dla mnie minusem - wolę wycisnąć mniej i ewentualnie dołożyć niż więcej i zmarnować podkład :)

Jak dla mnie - bardzo fajny produkt. Cieszę, że go poznałam :)

A jak wygląda na buzi możecie zobaczyć w tym makijażu :)

środa, 21 września 2011

KIKO shimmering highlighter 01 gold pearl / perłowo-złoty rozświetlacz w sztyfcie --- recenzja & swatche


Sztyft wygląda bardzo ładnie, jego kolor jest dokładnie taki jak nazwa wskazuje, czyli perłowo-złoty, ma delikatny zapach i jest łatwy w aplikacji.

 I na tym wg mnie kończą się jego zalety ;))
Na samym kremie tonującym/podkładzie w stanie nienaruszonym wytrzymał około 2 godzin, na podkładzie + puder godzin około 3, co nie jest wynikiem powalającym. Po tym czasie (albo i wcześniej, bo cały czas do lustra nie zerkałam) zaczyna się "wędrówka ludów", czyli migracja brokatu po twarzy. Gdyż rozświetlacz ten składa się chyba głównie z brokatu! Czego na pierwszy rzut oka nie widać - po aplikacji efekt jest całkiem fajny, taka tafla z błyskotkami. Natomiast później następuje masakra z tymi drobinkami wszędzie. A na miejscu gdzie pierwotnie nałożyliśmy kosmetyk mamy złocony placek niewiadomoczego.

Swatche są całkiem przyjemne dla oka, efekt na nich jest zadowalający uważam, natomiast uwierzcie mi albo  nie - nie chcecie mieć tego na twarzy. No chyba, że po testach Wam ten kosmetyk będzie pasował i stwierdzicie, że przesadzałam ;))

Nie wiem, może coś źle robiłam, może niedostatecznie się starałam, może moja skóra się dla niego nie nadaje, nie wiem. I chyba nie chcę już wiedzieć :)

poniedziałek, 19 września 2011

róż TBS + szminka Urban Baroque --- makijaż

światło chłodne
światło ciepłe
podkład - Stila Sheer Color oil-free - medium 01
puder - Catrice Urban Baroque - c01 masquerade ball + Kryolan anti-shine
brązer - Essence into the wild - 01 a tribe called wild
róż - The Body Shop nature's minerals - 01 pink quartz
tusz - Chanel Inimitable Intense
jako cień - Essence Metallics jumbo eye pencil - 03 copper rulez!
kredka na linii wodnej - Bourjois Khal & Contour - 72 noir expert
kredka do brwi - BeYu
szminka - Catrice Urban Baroque - c01 Marie Antoinette

sobota, 17 września 2011

CATRICE Urban Baroque - C01 Marie Antoinette - lipstick / pomadka --- recenzja & swatche

Bardzo długo byłam ciekawa pomadki z tej limitowanki Catrice. W czasie gdy był na nią szał ja też szalałam, oczywiście, ale na punkcie pudru :) Natomiast o szmince pomyślałam tęsknie parę razy, potem o niej zapomniałam, a gdy po jakimś czasie zamarzyłam ponownie było już za późno. Tak więc teraz, gdy nadarzyła się okazja o której wspominałam w poprzednim poście, nie mogłam z niej nie skorzystać i wyczekana szmineczka jest moja! :))
Kolor jest śliczny - widzę w niej delikatną malinkę, tylko trochę różniącą się od naturalnej barwy moich ust. Kryje doskonale, nie podkreśla suchych skórek, jest kremowa i nieklejąca. W dzień jest raczej satynowa, lekki błysk jest zauważalny w sztucznym świetle. Pięknie pachnie - nie tak intensywnie jak puder z tej serii oczywiście, ale podobieństwo między nimi jest wyczuwalne :) Na ustach utrzymuje mi się około 3 godzin bez jedzenia i picia, co na szminkę za paręnaście złotych jest całkiem dobrym wynikiem. Poza tym ściera się równomiernie i znika prawie niezauważalnie, nie robiąc plam i prześwitów. I rzecz najważniejsza - nie wysusza ust, a to dla mnie najważniejsze w szminkach.
światło słoneczne
światło dzienne
światło lampy błyskowej

czwartek, 15 września 2011

Nature's Minerals THE BODY SHOP Cheek Colour - 01 pink quartz / róż do policzków --- recenzja & swatche


Róż jest drobniusieńko zmielony, delikatny, jedwabisty i ma miliardy mikroskopijnych różnokolorowych rozświetlających drobinek, których nie udało mi się złapać na żadnym zdjęciu - musicie mi uwierzyć na słowo :) W pierwszym kontakcie ze skórą można uchwycić jego chłodne tony, które jednak ocieplają się w kontakcie ze skórą. Róż jest jednak na tyle delikatny, że wg mnie mogą go spokojnie używać zarówno osoby o chłodnej jak i ciepłej karnacji.
Dużym plusem jest dla mnie materiałowe siteczko, przez które - pukając delikatnie w bok pudełeczka - możemy "wyprószyć" sobie dowolną ilość produktu :)
Minusem wg mnie jest plastikowy, a nie szklany słoiczek, ale tu nie jestem obiektywna, gdyż jak wiadomo  jestem fanką opakowań z grubego szkła. A ten różyk aż się o taki porządny słój prosi!

Co do trwałości, to na mojej mieszanej buźce, na podkładzie i pudrze matującym, wytrzymuje spokojnie od rana aż do wieczornego demakijażu, czyli około 10-12h.

Póki co wrzucam swatche na dłoni, a w najbliższym czasie możecie spodziewać się jego występu w makijażu :)

Aha, cena sklepowa to około 40zł :)

światło dzienne
światło lampy błyskowej

sobota, 10 września 2011

kolorami przeganiam deszcz - makijaż


 podkład - SkinFood Peach Sake Pore #2 + Missha M PC #23
puder - Catrice Urban Baroque + Kryolan Anti Shine
baza pod cienie - Artdeco
cienie - Coastal Scents - very coral, emerald isle, blue red chrome
eyeliner - Essence - 03 berlin rocks
kredka do brwi - Beyu
kredka do oczu - Bourjois - khal & contour
tusz - Chanel - Inimitable Intense
róż - Inglot amc 59
szminka - Inglot 237
błyszczyk - Essence - Ballerina Backstage 02 on your gracile tiptoe

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...